Julian Tuwim. Wylękniony bluźnierca – Mariusz Urbanek

Tym razem będzie o poezji. A raczej o poecie. O poecie i twórcy niezwykłym.
Julian Tuwim, bo o nim mowa, znany jest przede wszystkim z wierszy dla najmłodszych, takich jak: “Lokomotywa”, “Ptasie radio” lub “Rzepka”.
Jednak utwory dla dzieci były tylko częścią, i to niewielką, twórczości Tuwima. Poza tym, Julian Tuwim nie był tylko poetą i autorem przeróżnych tekstów. Był po prostu wielbicielem języka. Polszczyzny – czego dał wyraz w wielu wierszach – najbardziej jaskrawym przykładem tego jest, znana wszystkim dzieciom, “Lokomotywa”. Ale nie tylko – Tuwim uwielbiał wszystkie języki – był jednym z niewielu polskich esperantystów. Jako wielki entuzjasta  Esperanto, przetłumaczył na ten język mnóstwo polskich tekstów, w tym wiersze Leopolda Staffa.
Dlaczego akurat tego poety? Bowiem Leopold Staff był wielkim idolem Juliana Tuwima. Tuwim traktował Staffa jako niedościgniony wzór. Poeci spotkali się po raz pierwszy, kiedy Tuwim miał 19 lat. Od tego czasu pozostawał pod wielkim wrażeniem swojego mistrza. Nawet później, już jako dość znany w pewnych kręgach twórca, Tuwim zawsze ujrzawszy Staffa przechodzącego ulicą, podbiegał do niego całował go w rękę. Wywoływał tym niemałą konsternację u swego mistrza, nie umiał się jednak powstrzymać… To nie było jedynie dziwactwo, na które pozwalał sobie Julian Tuwim…Było ich więcej. Sam Tuwim o swojej “Staff- manii” pisał tak:
"Późną jesienią r. 1910 wpadła mi do rąk książka pt. „Wybór poezyj”. Autor: Leopold Staff. Z portretem autora: profil poważnego pana (a miał wtedy… 32 lata!), z brodą, z bruzdą na tzw. myślącym czole. Może kwiaty na stoliku… może książka w ręku… już nie pamiętam. Przeczytałem. Hm… I jeszcze raz przeczytałem. No, no… Do wielu poszczególnych wierszy coraz częściej wracam… Ho, ho… Trzeba tego Staffa dalej czytać. Więc „Sny o potędze”, „Dzień duszy”, „Ptakom niebieskim”…

 I zaczął się szał. Czytałem Staffa przed snem i natychmiast po obudzeniu, w szkole i na wizytach, bo brałem ze sobą jego tomiki i recytowałem pannom oraz kolegom. Żaden podręcznik szkolny nie doszedł do tego stanu postrzępienia, co niebieskie tomiki we Lwowie u Połonieckiego wydane. Wszystko poszło w kąt: nastąpiło królowanie Staffa."
Jednak zacznijmy od początku: Julian Tuwim urodził się w Łodzi 13 września 1894 roku.  Dorastał w mieszczańskiej rodzinie. Jego o 4 lata młodsza siostra to Irena Tuwim – tłumaczka, znana najbardziej z przekładu na język polski “Kubusia Puchatka” A.A. Milne.
Julian Tuwim kończy w roku 1915 gimnazjum, i opuszcza rodzinną Łódź, i wyjeżdża do Warszawy, gdzie studiuje prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Tam nawiązuje współpracę z akademickim czasopismem “Pro Arte et Studio“. Współpracuje również z kabaretami, tj. “Czarny kot”, “Miraż”, czy wcześniej, w Łodzi, “Bi-ba-bo”. 
W roku 1919 Tuwima wydaje swój pierwszy tomik wierszy, zatytułowany “Czyhanie na Boga”. Wyda ich potem jeszcze wiele, z których jednym z najbardziej znanych będą “Kwiaty polskie”.
 Jednocześnie tworzy, wraz z innymi znanymi poetami, takimi jak Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz lub Jan Lechoń grupę poetycką Skamander. Oprócz działalności literackiej  i twórczej, zajmuje się tłumaczeniami. Przekłada m.in. “Ożenek” Mikołaja Gogola na język polski. 
W roku 1939 Tuwim opuszcza Polskę, ucieka do Paryża. Następnie, emigruje do Brazylii, aby  w roku 1946 powrócić do kraju. To na obczyźnie właśnie powstają “Kwiaty polskie”. Po powrocie do Polski Tuwim nadal tworzy, i to właśnie wówczas powstają jego wiersze dla najmłodszych. Dlaczego? Czyżby ktoś z takim kunsztem słowa zdziecinniał nagle odnalazwłszy się z powrotem w ojczyźnie po wojennej zawierusze?  Otóż nie, Tuwim wraca i jest niejako hołubiony przez sowiecką władzę, ale również jest nią przerażony. 
Co więcej, jest pochodzenia żydowskiego, co jest dość ciężkim bagażem w Polsce tamtych czasów. Poezja dla dzieci, oraz tłumaczenia rosyjskich dzieł na polski (przekłada w tamtym czasie, m.in.”Mądremu biada” Aleksandra Gribojedowa) są tematami wdzięcznymi, a zarazem politycznie niezaangażowanymi, a więc bezpiecznymi. Nie ma co się Tuwimowi dziwić – po powrocie z emigracji poeta ze swoją żoną, Stefanią, adoptują córkę. Państwu Tuwimom bardzo na córce zależy i chcą jej zapewnić spokojne dzieciństwo… Julian Tuwim umiera w roku 1953 roku w Zakopanem. 
Jak już wspominałam, wielką pasją Tuwima był język i zabawa językiem, on sam określał to mianem “bzika lingwistycznego”. Oddajmy mu głos, bo kto nie jak sam Tuwim, będzie umiał lepiej opisać tę wielką pasję: 
W r. 1909 zaczął się bzik lingwistyczny, o którym najwięcej mogę powiedzieć, gdyż pozostały mi po nim własną moją ręką pisane dokumenty: kilka kajetów treści zupełnie fantastycznej. Mam je właśnie przed sobą. Co stronica, to pstrokate rojowisko słów w setkach egzotycznych języków… „hałas ludów, confetti słowników”. Notowałem to wszystko bez ładu i porządku, czerpiąc z dzieł podróżniczych, etnograficznych i językoznawczych, branych z wypożyczalni i biblioteki szkolnej. Kiedyś wpadła mi w ręce książeczka, wydana przez Tow. Biblijne, zawierająca przekład jakiegoś wersetu z Ewangelii na kilkaset języków. To był dopiero skarb nad skarby! Ojciec napisał mi list niemiecki do Hiersemanna i Focka (wielkich antykwariuszy w Lipsku) z prośbą o katalogi dzieł lingwistycznych – a podpisałem się: „Prof. dr Julian Tuwim”, bo obawiałem się, że uczniowi klasy piątej łódzkiego gimnazjum nikt na prośbę nie odpowie. Po kilku dniach nadeszła paczka katalogów z listem na maszynie pisanym: „Sehr geehrter Herr Professor”… Zaraz wynotowałem wszystko, co chciałbym mieć – sześć stronic drobnym maczkiem zapisałem. Jakie tam cuda były, jakie wspaniałości! (…) Ach, sprowadzić sobie to wszystko, mieć na stole, zamiast „Chożdienja Bogorodicy po mukam”, francuskich subjonctivów i znienawidzonych figur geometrycznych! Dorwać się do tego skarbca i co piękniejsze klejnociki przenosić do moich zeszytów, w których zresztą błyska już niejeden tysiąc barwnych zamorskich słówek! Już sobie tam zapisałem, że żywica po malajsku zwie się „damar”, głowa po dahomejsku „afo”, rybak po jakucku „bałyksyt”, piekło na Tahiti „tiahobu”, strumyk po botokudzku „natu”, kwiat po staroamerykańsku „szoczitl”, a świnia po maoryjsku „puaka”… ale niechaj obok tych tysięcy migotliwych dźwięków zalśnią nowe, jeszcze osobliwsze, jeszcze dalsze i starsze!... (…) Z podkreśleń i odnośników, w jakie zaopatrzyłem pewne słowa, widać, że doszukiwałem się podobieństw w najdalszych, najbardziej obcych językach. Gdy przypadkiem jakiś wyraz jukagirski podobny jest do peruwiańskiego, zaznaczam to odsyłaczem lub kolorowym ołówkiem. I zapewne w celu dopatrzenia się takich pokrewieństw fonetycznych ułożyłem listę liczebników od 1 do 10 w blisko dwustu językach. (J. Tuwim: Nauka szkolna i zainteresowania pozaszkolne. [W:] J. Tuwim: Pisma prozą. Warszawa 1964, s. 52–53. Pierwodruk: „Wiadomości Literackie” 1936 nr 9). 
A jakim człowiekiem był Julian Tuwim? Ten, którego poezja była piękna i finezyjna, umiał również przekląć i użyć języka potocznego, bez jakiejkolwiek szkody dla swojej erudycji. Przykładami tu mogą być, jedne z częściej wspominanych jego utworów, czyli “Bal w Operze” czy też “Absztyfikanci Grubej Berty”:

Jest znany z kilku bardzo ciętych ripost pokazujących jego mistrzostwo, jeśli chodzi o zabawę słowem.  Zatem możemy powiedzieć, że jego twórczość była “poezją z przytupem”. I nawet czasami sami nie zdajemy sobie sprawy, jakie wiele utworów Juliana Tuwima znamy, z piosenek, spektakli, wierszy, a nawet pop – kultury…

A sam Tuwim? Podobno był człowiekiem strachliwym i pełnym lęków. Cierpiał na agorafobię, czyli lęk przed otwartą przestrzenią, nerwicę i depresję. To co stworzył pokazuje jednak, że miał niesamowite poczucie humoru i pełen polotu umysł.
Niewiarygodne? A jednak… Warto poznać coś więcej pióra Tuwima niż tylko “Lokomotywę”.  A jeśli chcielibyście, Drodzy Czytelnicy, szczegółowo poznać biografię Mistrza to polecam książkę Mariusza Urbanka – “Tuwim. Wylękniony bluźnierca”.
Zapraszam do lektury!!!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *