Stosiki i czytniki

Zanim Mola Książkowa upora się z kolejną lekturą, nadrabia właśnie zaległości w czytaniu prasy… Zebrało się trochę tygodników, poza tym, jakiś czas temu w kioskach ukazał się prawdziwy rarytas dla miłośników słowa pisanego: kolejny numer magazynu “KSIĄŻKI.Magazyn do czytania“. Wydawany przez Gazetę Wyborczą ukazuje się raz na kwartał. Można się z niego dowiedzieć co słychać w wydawniczym świecie, poczytać ciekawe recenzje, artykuły i analizy, oraz zapowiedzi książek, które mają się dopiero ukazać. Są też wywiady z pisarzami. Polecam!


Wracając do przeglądu zaległej prasy, dwa artykuły zainspirowały mnie, aby napisać coś od siebie na temat, zdaje się, znany wszystkim książkowym molom. 
W rubryce “Kawiarnia literacka” tygodnika “Polityka” natknęłam się na felieton Jacka Denhela 
pt. “Stosik”. Pan Jacek przyznał, że zarówno w jego domu rodzinnym, jak i teraz, w życiu dorosłym, istnieje coś takiego jak “stosik”. Stosik to książki i czasopisma, ułożone, w może mało estetyczny, ale za to poręczny stosik właśnie. Ów stosik znajduje się z reguły blisko siedziska nałogowego czytelnika (koło fotela, kanapy…) Stosik może przyprawiać o palpitacje serca współdomowników mola książkowego, zwłaszcza, jeśli niespecjalnie dzielą jego pasję do książek.
Przyznaję, że w moim rodzinnym domu instytucja stosika istniała odkąd pamiętam, i wydawała mi się czymś zupełnie normalnym. Chociaż, stosik ów był dość inwazyjny: rozrastał się często niebezpiecznie, wychodząc poza stół i obejmując swoim zasięgiem również kanapę. I faktycznie, jak pisze Pan Jacek, był przedmiotem dyskusji i niejakich pretensji wysuwanych przez moją mamę do ojca, który ten stosik systematycznie tworzył. 
Obecnie też miewam stosik, staram się go jednak utrzymać w stanie ujarzmionym. “Ujarzmiony” stosik wygląda tak: 


Czyli:  kilka gazet (ich ilość zależy od tego, jak dawno wyrzucałam makulaturę) oraz książka, którą aktualnie czytam. Tudzież tablet (tak jak na zdjęciu), jeśli lektura akurat się na nim znajduje. Zatem, mogę stwierdzić, że technologia i możliwość posiadania e-booków, sprzyja ujarzmianiu stosików…
I tu przytoczę kolejny artykuł, który w mojej prasówce przykuł uwagę: “E-book masowego rażenia” Miłady Jędrysik na łamach magazynu “Książki”. Artykuł, generalnie, podejmujący temat e-booków i urządzeń do ich odczytywania, jako sposobu na czytanie. Autorka przywołuje opinie, wielu zresztą, moli książkowych, o wyższości papierowych książek nad e-bookami. Znam osoby, dla których zapach drukarskiej farby i szelest kartek jest nie do zastąpienia. Jednak powtórzę za autorką artykułu, że nie powinniśmy bać się nowych sposobów na czytanie. Jeśli wygodniej nam czytać na czytniku e-booków – czemu nie? Myślę, że to w jaki sposób czytamy nie powinno nam przesłaniać najważniejszego – obcowania z literaturą i słowem pisanym. 
Sama korzystam z e-booków. Nie wyłącznie. Czytam i kupuję również papierowe wydania, uwielbiam szperać na półkach ze starymi książkami (kilka tak właśnie “wyszperanych” opisałam już na tym blogu). Ale mam też tablet, którego używam, praktycznie tylko i wyłącznie, jako czytnika e-booków (korzystam z aplikacji Aldiko). 
Zapewne sporu miedzy zwolennikami tradycyjnego druku i wielbicielami książek elektronicznych nigdy nie rozwiążemy. Jedni będą argumentować, że w jednym czytniku mogą mieć wiele książek, a drudzy, że te papierowe nigdy się nie rozładują, i mogą przetrwać wiele, wiele lat. Prawda leży gdzieś pośrodku. Ten spór istnieje również w pisarskim środowisku – jako zwolennik elektronicznych wersji dał się poznać np. Andrzej Sapkowski (zresztą, był jednym z pierwszych polskich autorów, którzy wydawali swoje powieści w formie e-booków). 

Spoglądając na to z innej perspektywy, myślę, że jesteśmy świadkami wielkiej rewolucji. Nasz największy kulturowy skarb – literatura – zaczyna przechodzić do innego wymiaru i niejako dematerializować się. Jednak nie znika, a wręcz ma się dobrze i ma szanse przyciągnąć jeszcze więcej czytelników. Czy to nie jest piękne?
Na zakończenie, obrazek z życia: kiedyś, po przeczytaniu kilku e-booków, zabrałam się do lektury książki papierowej i wiecie co? Zamiast normalnie przewrócić kartę, w pierwszym odruchu, chciałam ją przesunąć palcem, tak jak robi się to na tablecie bądź czytniku! Czyżby znak naszych czasów?

A Wy? Macie swoje stosiki? Organizujecie je w formie elektronicznej czy pozwalacie im się rozrastać w góry papieru? 
Tak czy inaczej, dla mnie, dom bez stosika (i bez książek w ogóle) to nie jest dom. 
A dla Was ?


PS. Jeszcze jedna odsłona stosika – stosik w użyciu:


 Didaskalia: Mola Książkowa została chwilowo odciągnięta od lektury i zaatakowana przez synka (żywe srebro) i swoje “drugie dziecko” (żywy grzejnik). 
Pod czytaną właśnie gazetą leży “Siódme wtajemniczenie” , które Wam niedawno opisałam. 
Herbata i orzeszki pistacjowe pomagają się skupić 🙂



Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *