“Rękopisy nie płoną” czyli czego Mola Książkowa nie przeczytała…

Nie przeczytała, bo nie zdążyła…

W tym tygodniu wybuchł w moim domu pożar – strawił cały dach i … moją biblioteczkę. Wszystko inne, mimo szkód, nie zostało przez ogień naruszone. I choć ważne jest, w obecnej chwili to, że nikomu włos z głowy nie spadł, nawet 3 – miesięcznemu sierściuchowi, wyciągniętemu 
z płomieni w ostatniej chwili



i, co najważniejsze, mój syn jest bezpieczny, to jednak książek bardzo mi żal, bowiem niektóre były niedawno kupione i jeszcze nieprzeczytane.

Dlatego dziś będzie nie o tym, co przeczytałam, ale tym, co przeczytać zamiar miałam, ale, niestety, żywioł zmusił mnie do odłożenia tych planów na później.

Zacznę od zdobyczy z czerwcowej wycieczki do Krakowa. Na placu Świętej Marii Magdaleny na jednym ze straganów ze starymi książkami kupiłam “Don Kichota z La Manczy” Cervantesa. Byłam z tego zakupu szczególnie dumna, zwłaszcza, że udało mi się przekonać właściciela straganu, aby sprzedał mi tę książkę za połowę ceny. Byłam tej książki również bardzo ciekawa – w końcu to klasyk, mający swoje stałe już miejsce w kulturze i w języku. Czekała na chwilę, kiedy będę dysponować dłuższym okresem bez innych książek, bo przecież 800 – stronicowego dzieła nie da się przeczytać w jeden weekend…


Teraz pozostaje mi chyba znów się wybrać do Krakowa 🙂

Nigdy nie było okazji, a byłam ciekawa innego pisarza – Jeffrey’a Eugenidesa, więc zakupiłam jego książkę “Middlesex”.



Nagrodzona Pulitzerem i świetnie oceniana przez czytelników. Co się odwlecze, to … a jednak żal książki pachnącej jeszcze niedawno drukarską farbą.

Przejdźmy teraz do dwóch pisarek, które niedawno połączyły swoje siły  w “Polityce” jako felietonistki: Sylwii Chutnik i Grażyny Plebanek.

Prozę Grażyny Plebanek już na Moli Książkowej opisywałam, ale jak wówczas obiecałam, zamierzałam do tej pisarki wrócić, aby móc szerzej się o jej twórczości wypowiedzieć. Dlatego na półce stało “Pudełko ze szpilkami”.



Z kolei po “Jolantę” Sylwii Chutnik sięgnęłam po lekturze felietonu autorki na temat Domu Pracy Twórczej, który należał niegdyś do Związku Literatów Polskich.

A teraz najbardziej opłakiwane: książki, które są bytami samymi w sobie: powieści Olgi Tokarczuk.
To, że jej prozę uwielbiam, to już, Drodzy Czytelnicy, wiecie, bowiem niejednokrotnie dawałam temu wyraz. Zakupiłam, całkiem nie tak dawno, kilka jej powieści, uważając, że jako wielbicielka 
i wierna czytelniczka, powinnam znać całą bibliografię Olgi Tokarczuk. Po niedawnej lekturze “Anny Inn w grobowcach świata” oraz “Biegunów”, które były bardzo silnym emocjonalnym przeżyciem, pomyślałam, że takie czytelnicze emocje trzeba rozsądnie dawkować i przeczytanie “E.E” oraz “Gry na wielu bębenkach” odłożyłam na później… 

Naszczęście, wszystkie, które już czytałam zostały na tym  blogu opisane.

Na półkach, które spłonęły, były książki nowe, niedawno nabyte. Starsze znajdowały się na innej półce, która spaleniu nie uległa. Tym samym, aby pozostać ze szklanką do połowy pełną, a nie pustą, stwierdzić muszę, że udało się zachować kilka ważnych dla mnie książek, zwłaszcza historycznych, m.in. opracowania o Cichociemnych lub “Powstanie’44” Normana Davisa. 




Cóż, ksiądz Jan Twardowski pisał “śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”, 
a ja podpisując się pod tym, dodałabym jeszcze “śpieszmy się czytać książki, tak szybko płoną”…

A na koniec, odniosę się do tytułu posta. Zapewne wiecie, że jest to najsłynniejszy cytat 
W motywach literackich ogień jest traktowany dwojako: jak czysto fizyczne zjawisko, które często niesie oczyszczenie, lub jako groźną siłę i żywioł, których nie da się zatrzymać, i które sieją zniszczenie. 
W “Mistrzu i Małgorzacie”  zła siła czyni dobro a ogień oczyszcza. Na temat tego wielkiego dzieła przeczytacie w ostatnim numerze magazynu “KSIĄŻKI” – polecam świetny artykuł pt. “Gdzie diabeł mówi dzień dobry” Tadeusza Nyczka, napisany z okazji 50-lecia wydania 
“Mistrza i Małgorzaty”.
Już pół wieku to dzieło jest z nami! 
I choć na kartach powieści Woland mówi Mistrzowi, że “rękopisy nie płoną”, sam Michaił Bulhakow spalił co najmniej dwa rękopisy swojej powieści. Dla całej literatury XX wieku jest to ogromne szczęście, że ten jeden, wydany w 1966 roku, rękopis nie spłonął.
 
Jeśli ktoś ma ochotę, aby świętować z okazji tego jubileuszu, to, oczywiście oprócz lektury-  ma się rozumieć (a jak ktoś jeszcze nie czytał, to nie ma na co czekać!!!) – polecam ekranizację – serial, wyreżyserowany w roku 2005 przez Vladimira Bortko. 
Prawda, że to wspaniale, że istnieją takie książki, jak “Mistrz i Małgorzata”? 
Z nimi nawet ogień nie jest straszny…



Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *