Bunkrów nie ma – Tony

Na samym wstępie szczerze do bólu przyznam, że jeśli chodzi o literaturę podróżniczą, jestem praktycznie zielona. Poza trzema książkami Wojciecha Cejrowskiego (“Podróżnik WC”, “Gringo wśród dzikich plemion” oraz “Rio Anakonda”), podjęłam kiedyś próbę przeczytania jednej książki Beaty Pawlikowskiej, o wykreowanej przez niej podróżującej Blondynce, ale jakoś, z całym szacunkiem dla Pani Beaty, nie przebrnęłam. 
Na tym moja przygoda z literaturą podróżniczą się zakończyła. 
 
Aż do momentu, kiedy na facebook-owej stronie “Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka” natknęłam się na recenzję “Bunkrów nie ma”. 
Tony, autor książki, prowadzi bloga pod tym samym tytułem, na którym opisuje swoje perypetie, jakie zdarzają mu się w jego podróżach po świecie. Zachęcona recenzją na bloga zaglądnęłam, 
i po przeczytaniu kilku postów od razu książkę drogą kupna nabyłam.
 
“Bunkrów nie ma” można zamówić jedynie przez blog Tony’ego, ponieważ auror wydał ją sam, bez pomocy jakiejkolwiek oficyny wydawniczej. Za to już należą mu się wielkie brawa, i nawet jeśli książka by mnie zawiodła, to nie żałowałabym zakupu właśnie z tego powodu.
 
A to, że książka wcale mnie nie zawiodła, a wprost przeciwnie, to mało powiedziane. Już przy lekturze bloga “Bunkrów nie ma” zauważyłam, że autor ma podobne poczucie humoru jak ja. Czarny humor i absurdy życia – to lubię. A jak przekonałam się, że autor tak jak ja, traktuje wszystkich ludzi jednakowo i nie stara się być fałszywie poprawny politycznie, to już mnie kupił. 
Dodam jeszcze, że książka ma bardzo dobrą oprawę graficzną, a rysunki Pauliny Burzyńskiej świetnie do niej pasują.
 
 
 
Jeśli potrzebujecie książki podróżniczej z opisami zabytków, praktycznymi wskazówkami lub pięknymi zdjęciami, to “Bunkrów nie ma” odradzam stanowczo. Jednak, jeśli lubicie mocne anegdotki, ciekawe poczucie humoru i ludzi z ułańską fantazją, to jest książka dla Was.
 
Tony pisze całkiem szczerze (jest anonimowy, więc może sobie na to pozwolić), w związku z tym bez kozery opowiada czytelnikom o wszystkich swoich przygodach i podbojach miłosnych. Nie stroni od alkoholu, ani od narkotyków i czasem umie się wplątać w kłopoty. Tony się nie wybiela, jest sobą. I dlatego “Bunkrów nie ma” przyciąga jak magnez. 
 
Poza tym, książkę czyta się świetnie, bo autor operuje bardzo zabawnym językiem. Myślę, że mogę zaryzykować i nazwać Tony’ego mistrzem porównań (“podróż była krótka jak penis Chińczyka” lub “rozwalił się jak Rosja na mapie” to tylko niektóre z nich, reszty nie zdradzę, żeby nie zepsuć Wam lektury). 
Oczywiście, wulgaryzmów w “Bunkrów nie ma” jest dużo, jednak nie rażą a wręcz wtapiają się 
w całość, nadając już bardzo dobremu stylowi, jeszcze więcej pikanterii. 
I nie przejmujcie się, jeśli będziecie wybuchać śmiechem podczas czytania – całkiem normalny objaw, też tak miałam…
Sam Tony, czy to na swoim blogu, czy to w książce, nie kryje że jego podróże są pełne imprez, seksu, narkotyków i alkoholu. Jednak, aby nie zostawić Was z odczuciem, że są to jedyne tematy podejmowane na “Bunkrów nie ma”, trzeba wspomnieć, że Tony’emu udało się przemycić pewne przemyślenia: o życiu, relacjach międzyludzkich i o tym, że sami jesteśmy kowalami własnego losu. Oraz co najważniejsze: że każdy z nas ma własne słabości i lęki, ale ważnym jest, aby umieć je pokonać, bowiem odwaga to nie jest brak strachu, ale umiejętność przezwyciężenia go…
 
Tony też napisał o tym, o czym próbowałam Wam napisać w poście noworocznym: są marzenia, nawet te całkiem małe, które możemy spełniać. My możemy, bo one nie spełniają się same, wbrew temu co myślą niektórzy, zwłaszcza malkontenci, narzekający na cały świat  … I tylko wyłącznie od nas zależy, czy się spełnią…
I co jest bardzo mocną stroną Tony’ego, jako podróżnika, to fakt, że w swoich podróżach nie zalicza kolejnych miejsc, Tony zalicza, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, kolejnych ludzi… widać, że w swoich podróżach stawia na kontakty międzyludzkie. Jest to ważne w dobie facebooka, gdy ludzie większość rozmów prowadzą online…
 
Zatem, najważniejsze przesłanie z “Bunkrów nie ma” będzie jedno: róbmy to, o czym marzymy, nie oglądajmy się na to, co pomyślą o nas inni, bądźmy sobą, bawmy się i cieszmy życiem, bo drugiego przecież nie będzie…
 
A na zakończenie, żeby nie było zbyt pompatycznie: w jednej z internetowych recenzji ktoś nazwał Tony’ego polskim Charles’em Bukowskim. Wiadomo dlaczego: cały ten seks… 
 
Ja skomentuję to w ten sposób: czytając Bukowskiego zazwyczaj w połowie książki mam już ochotę wypłukać usta. Czytając “Bunkrów nie ma” przełykam i ciągnę dalej…
 
 
 
 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *