Katedra w Barcelonie – Ildefonso Falcones

Pamiętacie, Drodzy Czytelnicy, taką scenę z “Bolka i Lolka”, kiedy to bohaterowie tej sympatycznej kreskówki wdrapywali się na drabinę dostawioną do półki pełnej książek, otwierali jedną z nich, a tam książkowe postacie (kowboje, piraci itp.) nagle ożywali?
Zdaję sobie sprawę, że młodsi ode mnie Czytelnicy mogli już na Bolka i Lolka się nie załapać, a zatem dla nich ten mały filmik:
 

Korzystając z tego, że dwa dni temu obchodziliśmy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, pozwolę sobie na dygresję, że niestety coraz mniej dzieci zna z rodzinnego domu widok regału z książkami. Ale dla ówczesnych widzów “Bolka i Lolka” był to widok raczej oczywisty, i zapewne dlatego w czołówce tej bajki się pojawił.
 
A co ma książka Ildefonso Falconesa, bo przecież o niej miał być ten post, do kreskówki z czasów PRL-u? A to, że jak otworzyłam “Katedrę w Barcelonie” to poczułam się jak Bolek i Lolek: zobaczyłam XIV – wieczną Barcelonę, tak jakby była na wyciągnięcie ręki…
Moim oczom ukazali się średniowieczni chłopi, ich zniewolenie przez możnych panów, bezwzględnie wykorzystujących feudalne społeczne zależności. Razem z Bernatem, zbiegłym chłopem tulącym do piersi swojego syna stanęłam na obrzeżach Barcelony i zobaczyłam panoramę tego pięknego, portowego i świetnie prosperującego miasta. Oglądałam dzielnicę rzemieślników, towarzyszyłam małemu Arnau, który był wolnym obywatelem tylko dzięki uporowi swojego ojca, w chłopięcych włóczęgach i poznawaniu miasta. 
Aż wreszcie, dotarliśmy razem do tytułowej Katedry… czyli Kościoła Najświętszej Marii Panny od Morza (Basilica de Santa Maria del Mar). Kościół ten powstawał przez wiele lat, i właśnie jego budowa, przewijająca się nieustannie przez akcję “Katedry w Barcelonie” stanowi tło do wydarzeń w powieści. A potem, byłam świadkiem, jak do wspaniale rozwijającego się miasta zakradają się głód i morowe powietrze, trzebiąc jego populację. Prawie poczułam twardą rękę Świętej Inkwizycji, i towarzyszyłam głównemu bohaterowi w pokonywaniu przeciwności losu, ale i w momentach mu sprzyjających, bo – Arnau miał sporo farta w swoim życiu, lub też jest żywym przykładem na to, że bycie przyzwoitym człowiekiem zwyczajnie popłaca, bo to dobrego uczynimy, do nas powróci.
Dlaczego właśnie kościół Najświętszej Marii Panny od Morza Ildefonso Falcones wybrał, na główną właściwie bohaterkę, swojego pisarskiego debiutu? Basilica de Santa Maria del Mar w założeniu miała być świątynią dla ludu, a nie dla możnych. W jej nawach ukojenie znaleźć mieli ludzie prości, trudniący się praca własnych rąk i rzemiosłem. A z tej właśnie warstwy społecznej pochodził główny bohater. “Katedra w Barcelonie” to opowieść o trudnym awansie społecznym i o ciężkiej pracy. O społecznym rozwarstwieniu i niesprawiedliwości. O tym, jak czasem przypadek zmienia całe życie człowieka. O odwadze, ludzkiej podłości, zemście, miłości i namiętności. Tak jak Arnau budował z mozołem swoje życie, straciwszy ojca, tak samo w trudem powstawała świątynia Santa Maria del Mar. Trwało to latami, tak jak latami każdy z nas pracuje na swoją tożsamość. 
“Katedra w Barcelonie”, jak już wspomniałam, była debiutem Ildefonso Falconesa. Sprzedano ponad 6 milionów egzemplarzy tej książki, w różnych wersjach językowych. 
Świadczy to o wielkim sukcesie tej powieści, i o tym że styl autora bardzo się czytelnikom spodobał. 
I faktycznie, muszę przyznać, że książka napisana jest świetnie – językiem przystępnym, niby prostym, ale kryjącym głębię. O czym też należy wspomnieć, to bardzo pieczołowite przygotowanie się autora do pisania. Falcones bardzo gruntownie przestudiował dzieje średniowiecznej Katalonii, i wiele wydarzeń przedstawionych w książce faktycznie miało miejsce.
Nie byłam bym sobą gdybym się jednak trochę nie przyczepiła. Otóż, wbrew temu co napisał o “Katedrze” Washington Post, że “ostatnie 60 stron to prawdziwa bomba”, pod koniec powieści autor trochę “traci pazur”. Głównemu bohaterowi wszystko się zbyt łatwo udaje. Oczywiście, nie mam nic przeciwko happy end- om, jednak przysłowiowa “beczka miodu, łyżka dziegciu” mogłaby dobrze książce zrobić i ciekawość czytelników podsycić, zwłaszcza jeśli czeka na nich na półce, tak jak na mnie zresztą, jej kontynuacja zatytułowana “Dziedzice ziemi”.
 
 
Drodzy Czytelnicy, pozostaje mi tylko zaprosić Was do “Katedry w Barcelonie”, zapewniam, że żałować nie będziecie, a jeśli ktoś ma ochotę, to na platformie Netfix znajdzie serial zrealizowany na podstawie tego dzieła

Ja jednak zachęcam abyście tak, jak kiedyś Bolek i Lolek, otworzyli książkę i dali się ponieść opowieści!
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *