Dzienniki kołymskie – Jacek Hugo-Bader

Jacka Hugo-Badera zapewne kojarzą czytelnicy “Gazety Wyborczej” oraz miłośnicy rosyjskich klimatów. Zaliczam się do tej pierwszej grupy, do drugiej… kto wie? Może kiedyś zaliczać się będę, bowiem “Dzienniki kołymskie” coś we mnie zostawiły … 
 
 
 
Na pewno postanowienie, że inne reportaże Hugo-Badera przeczytam, dokończę rozpoczęty, i… wstyd się przyznać –  przerwany na drugim tomie “Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna, oraz siegnę po twórczość Warłama Szałamowa… 
Oraz… ogromną chęć wybrania się w tę ogromną i piękną, choć w wielu punktach dla nas niezrozumiałą obyczajowo i kulturowo krainę… 
 
Ech, postanowień dużo, jak na jedną lekturę, prawda? Przynamniej te czytelnicze można wypełnić stosunkowo łatwo. Z tym ostatnim postanowieniem będzie zaś trochę trudniej, ale jak głosi napis na jednym z magnesów na mojej lodówce: ‘Bądź realistą – zacznij marzyć!”
 
Wracając do “Dzienników kołymskich”…
 
 
Nie trafiły w moje ręce zupełnie przypadkowo. Jeśli ktoś tego bloga dość regularnie śledzi, zapewne zauważył, że często sięgam po literaturę obozową, zwłaszcza po wydania dotyczące nazistowskich obozów koncentracyjnych i Zagłady. A przecież wielki kawał historii obozów, eksterminacji całych grup ludności i pracy przymusowej, to historia sowieckiego GUŁag-u. Temat bardzo ciekawy, a jednocześnie tak obszerny, że można się przerazić… Dlatego od czegoś trzeba zacząć… 
 
I właśnie dobrym pomysłem wydało mi się sięgnięcie po reportaż z podróży do miejsca, które zasłynęło najgorszą sławą w całym systemie sowieckich łagrów czyli na Kołymę
 
Jacek Hugo-Bader wybral się na Kołymę z zamysłem, aby nie rozgrzebywać historii, ale przyjrzeć się ludziom żyjącym na tych terenach teraz. Zadał sobie pytanie, co też sprawia, że postanowili żyć w tak nieprzyjaznym człowiekowi miejscu? Jednak, przy opowieściach o życiu na Kołymie tu i teraz, co chwila przebija się do naszej świadomości historia… W końcu, Kołymę przez wiele, wiele lat wypełniały obozy. Obozy pracy przymusowej w warunkach przerażających, niewyobrażalnych i uragajacych człowieczeńswu. Tam duchy zeków (czyli więżniów łagrów) i całej minionej epoki stalinizmu przebywają nadal i nie pozwalają o sobie zapomnieć…
 

Hugo-Bader wybiera się w podróż Traktem Kołymskim (inaczej Madagańskim). Droga ta, o długości ponad 2 tysięcy kilometrów nazywana jest również Drogą z Kości. Bardziej wymownej nazwy wymyślić się nie da dla drogi ułożonej rękoma więźniów, która dla tych mniej wytrzymałych stała się ich, dosłownie, grobem… 



Tak jak Trakt rozpoczyna się w Madaganie, tak i autor zaczyna tam swoją podróż, kierując się w stronę Jakucka. Poczatkowym jego planem była podróż motocyklem. Jednak pewne perypetie sprawiają, że wybiera się autostopem. Dla książki to i lepiej, bo spotyka tzw. paputczików – czyli z rosyjskiego “towarzyszy podróży”. Od nich usłyszy niesamowite histrorie, napisane przez samo życie, wypije z nimi morze gorzały i będzie dzielił długie kołymskie noce, podczas których dusze paputczików , naznaczone nierzadko cechami tzw. homo sovieticus, będę się przed nim otwierać.

 
Opisze ich historie, postrzeganie świata, pozna ich poczucie humoru i światopodgląd. “Dzienniki kołymskie” chociaż elementy typowego dziennika zawierają, są tak naprawdę, zapisem żywej rozmowy… Warto przeczytać. Polecam nie tylko zainteresowanym kwestiami łagrów, wszyscy, których interesują ludzie, reportaż Hugo-Badera pozytywnie natchnie…
 
A dla zachęty, krótka anegdota przeczytana w “Dziennikach”, która mnie ubawiła do łez. Otóż, niejaki Niurgin Filipow z Jakucji jest regionalnym i samozwańczym wynalazcą. My powiedzielibyśmy, że raczej pseudo-naukowcem, ale on i jego otoczenie z dużą powagą traktują jego pracę. Chociaż jest jedna osoba, którą jego wynalazki przyprawiają o nerwowy dygot –  jego żona… I nasz Niurgin wynalazł aparat odmładzająco – zmądrzający. Tak, tak, Drodzy Czytelnicy, maszynę, pod którą można się podłączyć i staniemy się mądrzejsi i młodsi. A czynnikiem zmądrzająco – odmładzającym jest… prąd elektryczny! Do celów testowych Niurgin użył swojego rodzonego ojca. Eksperyment jednakże został przerwany, ponieważ tata źle się poczuł. Nasz wynalazca skwitował to stwierdzeniem, że zbył słabo wierzył w moc aparatu…. A on sam wierzy w jego moc niezachwianie i ma wobec niego plany, cytuję:
 
"Ale kiedy mój aparat odmładzający zacznie ludzi zmądrzać, to także z nacjonalizmu ich wyleczę. Bo to choroba glupich ludzi" Niurgin Filipow. 
 
I przy tych słowach, pełna zadumy nad mądrością prostych ludzi, radzę Wam Drodzy Czytelnicy: wyrzućcie Wasze dyplomy i jeździe na Kołymę, albo… przeczytajcie “Dzienniki kołymskie”. 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *