Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki – Colson Whitehead

Chodź opowiem Ci bajkę… o próbie zrzucenia jarzma niewolnictwa i pragnieniu wolności… tak zachęca Colson Whitehead czytelnika otwierającego jego powieść, nagrodzoną Pulitzerem i National Book Awards, “Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki”. 




Jednak, jakże tej wolności pragnąć skoro od zawsze było się przynależnym do swojego pana? Pana życia i śmierci… 

Cora, urodzona na plantacji bawełny w stanie Georgia, na południu USA, jest przedstawicielką trzeciego już pokolenia niewolników. Tak właśnie, to okropne, zacofane południe, gdzie życie czarnoskórej osoby nie warte jest właściwie nic. Pamiętacie, Drodzy Czytelnicy, ten ponury obraz amerykańskiego Południa, choćby w opisywanym przez mnie kiedyś “Absalomie, Absalomie” Wiliama Faulknera? Otóż, klimat podobny, epoka ta sama…

Cora miała swoją wartość, owszem: wartość jej życia mierzona była skutecznością przy zbiorze bawełny. Kiedy młody, zbuntowany niewolnik Cesar zaproponował jej ucieczkę z plantacji, pierwszą jej reakcją była odmowa. Jak to? Toż można być wolną osobą? Potem, coś w umyśle Cory drgnęło, jakaś nieposkromiona cząstka jej jestestwa powiedziała “dość”.

Nie znała innego życia, niż to niewolnicze. Szybko zasmakowała w życiu na wolności, ale okazało się, że jeszcze długo będą musieli z Cesarem uciekać…

“Kolej podziemna” to bajka o tym, że z niewolnictwa najpierw wyzwalamy się w sobie, wewnątrz, a dopiero później fizycznie zrywamy więzy i łańcuchy. To baśń o tym, że wolność to stan umysłu…

Kolej podziemna, taka jak ją opisał Colson Whitehead, po prawdzie nie istniała. Rzadko bowiem szlaki ucieczek niewolników prowadziły liniami kolejowymi. Uciekano raczej wozami lub furmankami, a pewne etapy szlaku przerzutu uciekinierów nazywane były, w celach konspiracyjnych, nazewnictwem kolejowym. Ale to przecież baśń, a baśnie swoimi prawami się rządzą…

Colson Whitehead pokazał ruch abolicjonistów, jego organizację, zagrożenia jakie niosły za sobą pomoc zbiegłym niewolnikom. I to zapewne ten temat, z którym zresztą Ameryka musi się do dziś dzień mierzyć, spowodował, że książka Whitehead’a została tak bardzo dostrzeżona i tak sowicie obsypana literackimi nagrodami… Czy stałoby się tak, gdyby nie opowiadała o niewygodnej części historii Stanów Zjednoczonych? Śmiem twierdzić, że nie, a przynajmniej w o wiele mniejszym stopniu. Chociaż “Kolej podziemna” to pozycja ważna i wartą przeczytania. 

Po pierwsze po to, aby choć trochę dowiedzieć się, jak wyglądało niewolnicze życie na plantacjach bawełny i tytoniu. I to w szczegółach: praca, ta mała część wolnego czasu, która niewolnikom zostawała, rozrywka, czyli krótkie chwile zapomnienia o wszechotaczającej beznadziei…

Po drugie dlatego, aby choć w zarysie poznać, jak pracowali abolicjoniści i na jakie zagrożenie wystawiali swoje głowy, w imię zwyczajnej empatii dla bliźniego, w imię idei, w końcu nie tak trudnej do zrozumienia (dla normalnego człowieka), że godność ludzka nie ma koloru!

 A wreszcie, zobaczyć proces wyzwalania się z bycia niewolnikiem… 

Wolność to stan umysłu. A wolnemu umysłowi łańcuch na nodze będzie przeszkadzał, i dzień po dniu coraz bardziej parzył (patrz postać Cesara). Aż w końcu postanowi zaryzykować swoje życie w imię wolności (patrz postać Cory)… 

Czarnoskórzy niewolnicy w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku nie mieli wyboru. Albo zdobyli się na odwagę, aby walczyć o elementarną godność, albo wegetowali całe życie, umierając w nędzy, niczym rzecz należąca do białych panów. 

Dzisiaj jesteśmy wolni, nikt nie wyznacza nam wartości według koloru skóry. Nie ma panów i niewolników… 
Ale czy potrafimy dobrze z naszej wolności korzystać? Obserwując niektórych uczestników Marszu Niepodległości, który przeszedł wczoraj ulicami Warszawy, mam pewne wątpliwości…


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *