Ludzie na drzewach – Hanya Yanagihara

Witajcie w Nowym Roku, Drodzy Czytelnicy!
 
Mam nadzieję, że wchodzicie w kolejny rok pełni entuzjazmu i sił na czytanie! Przyznam, że dla mnie Mikołaj był bardzo łaskawy (widocznie grzeczna byłam…) i przyłożył rękę do tego, że moja “to read list” się znacznie wydłużyła. Między innymi, pod choinką znalazłam ostatnio wydaną powieść amerykańskiej pisarki pochodzącej z Hawajów, Hanyi Yanagihary
W Polsce autorka ta zdobyła rozgłos za sprawą swojej drugiej powieści “Małe życie”. Po tym sukcesie wydano “Ludzi na drzewach”, choć, gwoli ścisłości, to właśnie “Ludzie na drzewach” była debiutancką powieścią Hanyi Yanagihary. Ja tę autorkę dopiero co poznałam, jednak nie żałuję, że zaczęłam od jej pierwszej książki – na sławne “Małe życie” przyjdzie jeszcze czas…
 
 
 
“Ludzie na drzewach” powstawało na przestrzeni, bodajże, osiemnastu lat. I jestem tego pewna, że autorka musiała poświęcić wiele czasu na przestudiowanie tematu i konstrucję świata w książce opisanego, tak aby wyglądał wiarygodnie. Chociaż, sama historia w powieści przedstawiona, była zainspirowana, mniej więcej, faktycznym życiorysem Daniela Carletona Gajduska – laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, odkrywcy prionów (odpowiedzialnych za tzw. chorobę szalonych krów) i badacza małych społeczności w rejonach Papui Nowej Gwinei. Gajdusek zrobił fantastyczną karięrę naukową, zakończoną jednak skandalem i oskarżeniami o pedofilię, do której zresztą, się przyznał. 
 
Na tym właśnie życiorysie oparła się Yanagihara kreując głównego bohatera “Ludzi na drzewach” – Nortona Perrinę. Autorka, poprzez konstrukcję narracji, pokazuje go nam wielopłaszczyznowo. Najpierw dowiadujemy się z amerykańskiej prasy, że znany naukowiec, laureat Nagrody Nobla, został zatrzymany pod zarzutem molestowania seksualnego nieletnich. Następnie poznajemy Ronalda Kuboderę – wieloletniego współpracownika i przyjaciela Perriny, który, nie dając wiary oskarżeniom, przedstawia go jako genialnego naukowca i wspaniałego i wielkodusznego człowieka. 
Ronald Kubotera streszcza nam przebieg procesu Nortona Perriny i wydany na niego wyrok, oraz zdradza czytelnikowi, że namówił przyjaciela na spisanie wspomnień, które zgodził się zredagować. Udostępnia czytelnikowi więc zapiski Perriny i tam znajdujemy klucz do całej historii, sięgającej lat 50-tych, opowiedzianej już z pierwszej ręki, przez samego Nortona, choć opatrzonej merytorycznymi przypisami Kubotery. 
 
Otóż, młody dr Norton Perrina, ukończywszy studia medyczne, zdecydowany raczej na karierę naukową niż praktykowanie zawodu lekarza, mówi “ahoj przygodo” i przyjmuje propozycję wzięcia udziału w naukowej wyprawie na niezbadaną pacyficzną wyspę w Mikronezji – Ivu’ivu. Wybiera się tam w towarzystwie dwóch antropologów badających kulturę żyjącej tam małej, odizolowanej od świata społeczności. Zupełnie, dla siebie i innych, niespodziewanie Norton odkrywa, że wśród mieszkańców Ivu’ivu nie ma ludzi starych… okazuje się jednak, że owszem są i to tak starzy że już żyć dawno nie powinni, ale… wyglądają na co najwyżej 60 lat! Naukowe śledztwo Nortona prowadzi do wniosków, że to niezwykłe zjawisko związane jest z konsumpcją mięsa endemicznego gatunku żółwia. Wbrew sprzeciwowi towarzyszących mu antropologów, dla których napotkana społeczność i możliwość jej obserwacji przedstawia już wartość samą w sobie, Norton wie, że musi sprawdzić w warunkach laboratoryjnych w Stanach Zjednoczonych, co dokładnie powoduje nadnaturalną długowieczność mieszkańców Ivu’ivu. I oczywiście, jak każdy naukowiec, publikuje wyniki swoich badań, jednak przemilcza pewną obserwację – że owa długowieczność ciała nie idzie w parze ze sprawnością umysłową, i że badane przez niego osoby popadają w postępujacą demencję. Pociąga to za sobą lawinę zdarzeń, która spowoduje, że i życie Nortona, i życie antropologów, i też życie mieszkańców odkrytej wioski nigdy już nie będzie takie samo…
A co z pedofilią, o którą Norton, już jako znany i nagrodzony Noblem naukowiec, zostaje oskarżony? Kubotera ma swoje zdanie, a czy Perrina powie czytelnikom jak było rzeczywiście? Dowiecie się podczas lektury… 
 
Prozę Yanagihary okrzyknięto arcydziełami, o “Ludziach na drzewach” pisano: “wspaniała, fasycnująca, przebogata w warstwie etnograficznej, przejmująca, błyskotliwie opowiedziana…” – to tylko niektóre przymiotkiki, jakie spotkacie w recenzjach “Ludzi na drzewach”. Dla mnie jednak inne określenie było najtrafniejsze: “niepokojąca”. 
 
A zaraz, zaraz, powiecie, o czym tak naprawdę są “Ludzie na drzewach”. Co “niepokojącego” tam znalazłaś? To, co nasuwa się od razu, to temat nieśmiertelności. Żyć wiecznie – tego zawsze, jako ludzkość pragnęliśmy. Ale to niepokoi, bo jak niby to życie wieczne miałoby wyglądać? Problem nieśmertelność duszy, lub wiary w to, że jest nieśmertelna, załatwiły poniekąd religie, ale co z ludzkim, niedoskonałym ciałem? Okazuje się, że nieśmiertelność ma swoją cenę, i to bardzo wysoką. Ten motyw w literaurze pojawiał się już niejednokrotnie, sztandarowm przykładem jest tu “Doktor Faustus” Thomasa Mann’a, zresztą nie tylko mi to skojarzenie przyszło do głowy, bowiem Juliusz Kurkiewicz napisał o “Ludziach na drzewach”, że to “Doktor Faustus na XXI wiek”… 
 
Innym odniesieniem literackim, które mi się nasuwa, to “Bieguni” Olgi Tokarczuk, która pochyliła się nad ludzkim pragnieniem, aby to właśnie ciało się nie starzało. W tym kontekście “niepokojące” w powieści Yanagihary jest to, że Norton znalazł sposób na zatrzynamie tego procesu. Jednak cena, jaką przyszło za to zapłacić, nie tylko jemu, była zbyt wysoka…
 
Inny temat, poruszony w “Ludziach na drzewach” to oczywiście zderzenie kultur i problem moralności. To, co w naszym społeczeństwie będzie nie do zaakceptowania, w innym może być na porządku dziennym, lub mieć znaczenie rytualne. Inną kwestią jest, jak do tego podejdziemy. Czy jak antropolog, który obserwuje, ale nie wartościuje postępowania innej społeczności? Czy bardziej emocjonalnie, czyniąc odniesienia do własnych wyznawanych wartości, i oceniając przez pryzmat samego siebie? Prowadzi to do pytania co to właściwie jest moralność? Czy istnieje jedyna, uniwersalna? Czy jest ona relatywna, zależna od warunków?
 
A jeśli już o moralności mówimy, to w “Ludziach na drzewach” znajdziemy rozważania na temat etyki naukowej. Pytanie, na ile nauka ma prawo ingerować w życie jednostek? Jak daleko, w celach badawczych (a przecież prowadzonych w dobrej wierze i po to, aby nam ludziom, poprawiać lub wręcz ratować życie), można się posunąć? W świecie naukowym spotykamy mnóstwo genialnych umysłów – czy dlatego, że są wyjątkowi, można im pozwolić na więcej, aby mogli pochnąć nasz stan wiedzy do przodu? Czy jednostka wybitna może być wyjęta spod prawa, w imię wyższych celów? I przy tym pytaniu koło się, niestety, zamyka, bo znów dotykamy problemu relatywizmu moralnego, i odwiecznego pytania: “czy istnieje jedna, uniwersalna moralność, czy też ma ona wiele odmian?”.
 
Hanya Yanagihara krytykuje też w swojej powieści naszą zachodnią cywilizację i pychę zachodniego człowieka, który dla zysku, władzy i wpływów nie zawaha się zniszczyć innej społeczności. Tu możemy ujrzeć echa pochodzenia autorki, która mimo, że jest rodowitą Amerykanką, ma hawajskie korzenie. 
 
Wreszcie, aspekt “Ludzi na drzewach”, który mi, jako biologowi (choć niepraktykującemu aktualnie) był najbliższy. Drodzy Czytelnicy, często, jako społeczeństwo, uważamy badaczy i naukowców za najwyższe autorytety. I to świetnie, ale nasze wyobrażenie o ich pracy jest bardzo mylne…Wydaje się nam bowiem, że oni już wszystko wiedzą i “pozjadali wszystkie rozumy”. A tak naprawdę, są oni raczej jak Sokrates, który “wiedział, że nic nie wie”. Każdy sukces nauki jest opłacony mozolną i długą pracą, terenową i laboratoryjną, wieloma niepowodzeniami i ślepymi ścieżkami rozumowania. I tylko pokora i wytrwałość zostaje w tej pracy wynagrodzona.
 
Zobaczycie to w “Ludziach na drzewach” nie tylko w opisie pracy naukowej Nortona, który nie dysponował takimi narzędziami jak dzisiejsza nauka (nie zapominijmy, że to okres lat 60 – tych, kiedy to dopiero co Watson i Crick odkryli budowę DNA) i musiał się zmierzyć z wieloma metodologicznymi problemami, ale także w perypetiach Perriny zanim udał się na Ivu’ivu…
 
Może to trochę naiwne, ale myślę, że Hanya Yanagihara chciała swoją książką oddać także hołd żmudnej pracy naukowców, chociaż, i za to jej chwała, nie jest to pean na ich cześć. 
 
W końcu, pokazuje, jak trudno czasem wybrać pomiędzy potrzebami nauki i postępu a zawodową etyką…
 
Na zakończenie, czy faktycznie proza Yanagihary zasługuje na miano arcydzieła? Nie jest to może Tohmas Mann, komitet noblowski raczej się nad nią nie pochyli, ale książka jest napisana warsztatowo i narracyjnie bardzo sprawnie. Jeśli dodamy do tego tematykę, jaką poprzez historię Nortona Yanagihara porusza, to mamy ciekawą powieść, którą przeczytać warto…
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *